Sundance Film Festival 2019 – Park City, Utah

Sundance Film Festival 2019 – Park City, Utah  

Jak pewnie wiecie, kilka dni temu zakończył się festiwal filmowy w Sundance. Niestety nie mogę zaprosić Was na prawdziwą relację, bo wyjazd do Utah, by uczestniczyć w tym wydarzeniu, pozostaje nadal w sferze moich marzeń czy może bardziej planów do zrealizowania (choć raczej w dalszej niż bliższej przyszłości). Śledziłam jednak w internecie to, co się w Sundance działo, przeczytałam sporo recenzji, obejrzałam kilkanaście wywiadów i na tej podstawie wybrałam dla was kilka tytułów, na które w mojej ocenie powinniście zwrócić uwagę w tym roku. Nie będą to pozycje najgłośniejsze (jak choćby „Extremely Wicked, Shockingly Evil, and Vile” o Tedzie Bundy’m) czy najbardziej kontrowersyjnie (bezsprzecznie dokument o Michaelu Jacksonie „Leaving Neverland”), ale takie, które najlepiej pokazują Amerykę. Bo takie kino na USA do mnie MOVIE lubimy najbardziej. Przy okazji opowiem trochę o samym festiwalu oraz o tym, co w samym Sundance poza oglądaniem filmu można robić (niewiele…).

Sundance Resort, Park City w stanie Utah

Utah wydaje się stanem bardzo przeciętnym. Ani największy, ani najmniejszy, nie najliczniej zaludniony, ale też nie najmniej. Kojarzony głównie z Kościołem Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich oraz z Utah Jazz. I słusznie. Mormoni, bo tak potocznie nazywani są członkowie tego kościoła, stanowią aż 62% populacji Utah! Ten kojarzony przede wszystkim z poligamią (niesłusznie, od lat ta praktyka została zaniechana), brakiem tolerancji ze względu na kolor skóry (do końca lat 70. doktryna głosiła, że kolor skóry jest karą za grzechy) oraz zakazem korzystania z wszelkich używek odłam chrześcijaństwa faktycznie ma swoją główną siedzibę w Salt Lake City.  A Utah Jazz to jedna z lepszych drużyn Konferencji Zachodniej. Do tej pory nie zdobyli co prawda mistrzostwa NBA, ale dwa razy zostali zatrzymani w finale przez Chicago Bulls i samego Michaela Jordana. A skąd Jazz w nazwie?  Otóż drużyna powstała w 1976 roku w słynącym z doskonałej muzyki (zarówno bluesa, jak i jazzu) Nowym Orleanie, a dopiero 5 lat później trafiła do Salt Lake City. Ale najważniejszym wyróżnikiem stanu Utah są parki narodowe. To trzeci, po Alasce i Kalifornii, stan USA z największą liczbą tychże (Arches, Bryce Canyon, Canyonlands, Capitol Reef i Zion). Ponieważ jednak festiwal odbywa się zimą, a amatorów zwiedzania parków narodowych w takiej aurze jest znacznie mniej (choć nie jest to niemożliwe), więc o nich opowiem przy innej okazji.

Sam festiwal odbywa się w północnej części stanu – w Park City, niedaleko Salt Lake City, które w 2002 roku było gospodarzem zimowych igrzysk olimpijskich. Bo właśnie ze sportów zimowych okolica słynie najbardziej.

Ale nie zawsze tak było – początkowo Park City doskonale radziło sobie bez turystów. W 1868 roku grupa żołnierzy stacjonujących w okolicach Salt Lake City odkryła złoża srebra na wzgórzach otaczających dzisiejsze Pak City. Cztery lata później odkryto bardzo bogate złoża w pobliskim Kanionie Ontario. To ściągnęło całe rzesze poszukiwaczy i już w 1884 osadników było tylu, że Park City otrzymało prawa miejskie, a już 5 lat później populacja miasta wynosiła ponad 5000 osób (dla porównania dziś to niecałe 8000). Większość mieszkańców stanowili imigranci z Irlandii, ale szczęścia szukali tu także Szwedzi, Finowie, Chińczycy i Szkoci.

Główna ulica Park City ok. 1900 roku, źródło: Park City Museum

Przez pół wieku mieszkańcy Park City cieszyli się doskonałą koniunkturą, wydobyte w tym okresie srebro było warte 400 milionów dolarów i stanowiło podstawę kilku bardzo liczących się amerykańskich fortun, m.in Georga Hearsta, ojca słynnego potentata prasowego Wiliama Randolfa Hearsta. I tu mamy filmową ciekawostkę – ten ostatni był jednym z pierwowzorów postaci Charlesa Fostera Kane’a, bohatera filmu „Obywatel Kane” Orsona Wellesa! O tym obrazie będziemy jeszcze oczywiście na USA do mnie MOVIE pisać, a teraz wracamy do Park City.

Gdy złoża srebra powoli się wyczerpywały, ludzie zaczęli szukać szczęścia gdzieś indziej, a miastu groziło wymarcie. Na szczęście władze miasta już w latach 30. XX wieku zwróciły uwagę na możliwości, jakie dawała natura. W 1946 roku utworzono pierwszy ośrodek narciarski, a dzięki pomocy finansowej z Federalnej Agencji ds. Modernizacji dwadzieścia lat później powstało kilka kolejnych ośrodków. W dalszych latach Park City zyskało ogromną popularność wśród amatorów sportów zimowych, więc gdy planowano zimową olimpiadę 2002 roku, nie zastanawiano się długo nad lokalizacją. Dziś Park City razem z pobliskim Canyons tworzą największy ośrodek narciarski w Stanach Zjednoczonych, oferujący 17 stoków, 300 tras i ponad 35 km wyciągów!

Odwiedza go około 3 milionów turystów rocznie, co przynosi miastu ponad 500 milionów przychodów rocznie, z czego aż 80 jest związanych z organizacją Sundance Film Festival.

Jak park olimpijski wygląda latem, zobaczcie na filmie poniżej. Z szalonym motocyklistą Robbiem „Maddo” Maddisonem najpierw podejdziemy pod górę po torze saneczkarskim, a drogę w dół pokonamy na skoczni narciarskiej!

A jak festiwal filmowy trafił w to nieoczywiste festiwalowe miejsce?

Historia Sundance Film Festival

Wbrew powszechnej opinii to nie Robert Redford był pomysłodawcą Sundance Film Festival. Pierwszy festiwal, który odbył się w 1978 roku Salt Lake City, został wymyślony i zorganizowany przez Sterlinga Van Wagenena i Johna Earla. Nosił wówczas nazwę Utah US Film Festival i miał zachęcić branżę filmową do kręcenia filmów właśnie w Utah. Do zarządu festiwalu zaproszono męża kuzynki Van Wagena, którym był… Robert Redford. On, sam wywodzący się z Utah, bardzo zainteresował się tą inicjatywą i od początku mocno wspierał festiwal. I pewnie głównie dzięki jego zaangażowaniu dziś Sundance Film Festival to największy festiwal kina niezależnego w USA.

Początkowo festiwal organizowany był jesienią i dopiero po sugestii Sydneya Pollacka postanowiono wykorzystać ogromną rzeszę turystów przybywających do ośrodków narciarskich zimą. Zadecydowano wówczas, że festiwal będzie się odbywać na przełomie stycznia i lutego w Park City. Od 1985 roku za organizację wydarzenia odpowiada Sundance Institute i od tego roku liczona jest historia festiwalu. W tym pierwszym roku pokazano 86 filmów w dwóch kinach w Park City, a obsługa festiwalu liczyła 13 osób. Dla porównania – w 2018 roku (dla 2019 nie ma jeszcze statystyk) do konkursów zgłoszono ponad 13 tysięcy filmów, pokazano 192 w 10 kinach w Park City, obsługa festiwalu liczyła 246 osób, a festiwal odwiedziło blisko 50 tysięcy osób!

Niezwykłe jest to, że w tym miejscu debiutowało wielu największych współczesnych reżyserów, m.in. bracia Coen, Kevin Smith, Robert Rodriguez, Quentin Tarantino, Jim Jarmusch czy Steven Soderbergh. Ten ostatni w 1988 roku był na festiwalu… wolontariuszem. Jako początkujący filmowiec chciał być w epicentrum wydarzeń, zgłosił się więc jako kierowca dowożący uczestników festiwalu do kin. A już rok później był gościem festiwalu jako reżyser i scenarzysta bardzo głośnego wówczas filmu „Seks, kłamstwa i kasety wideo”, za który rok później otrzymał Złotą Palmę w Cannes!

A nazwa? Zarówno Sundance Resort, jak i Sundance Film Festival zawdzięczają swoją nazwę bohaterowi filmu „Butch Cassidy and the Sundance Kid”. A to dlatego, że miejsce, w którym dziś znajduje się Sundance Resort, należało do Roberta Redforda, a ten w filmie grał rolę Sundance Kida. Co ciekawe, filmowy Sundance Kid swoje przezwisko zawdzięcza Sundance w zupełnie innym miejscu w USA, w stanie Wyoming.

Tyle historii. A poniżej wspomniane wcześniej rekomendacje, czyli jakich filmów powinniście wyczekiwać w 2019 roku wg redakcji USA do mnie MOVIE.

The Report (2019), reż. Scott Z. Burns

Jeśli interesuje Was kino bardzo osadzone w rzeczywistości, uwielbiacie polityczne intrygi w wydaniu amerykańskim, to „The Report” wydaje się pozycją obowiązkową. To oparta na faktach historia raportu przygotowanego przez senacką komisję ds. wywiadu w sprawie nielegalnych tortur stosowanych przez CIA po atakach terrorystycznych z 11 września. Raport dowodził, że te niezwykle brutalne i niemoralne techniki okazały się również zupełnie nieefektywne, a na dodatek nie bardzo legalne. Ale odkrycie prawdy i sporządzenie raportu bynajmniej nie zamknęło intrygi i jest to dopiero początek problemów naszych bohaterów. Biały Dom i CIA podejmują wszelkie, bardziej lub mniej zgodne z prawem, wysiłki, by treść tego raportu nie ujrzała światła dziennego. Jestem ogromnie ciekawa, jak do tego niezwykle trudnego tematu podszedł autor scenariusza i reżyser Scott Z. Burns. Jeśli nie jesteście jeszcze przekonani, że warto, dodam tylko, że w rolę urzędnika, który tę niewygodną dla amerykańskiego rządu prawdę odkrył, wcielił się Adam Driver, a towarzyszą mu między innymi Annette Bening oraz Jon Hamm. Dla USA do mnie MOVIE będzie to doskonała okazja, by zajrzeć do Białego Domu, siedziby Kongresu Stanów Zjednoczonych czy znajdującego się kilkanaście kilometrów od Waszyngtonu McLean, gdzie urzęduje CIA. Poniżej wypowiedzi twórców filmu dla LA Times:

The last black man in San Francisco (2019), reż. Joe Talbot

Film „The last black man in San Francisco” jest swoistym hołdem złożonym San Francisco przez reżysera i współautora scenariusza Joe Talbota. Jego rodzina zamieszkuje to piękne miasto od pięciu pokoleń, a on sam nie wyobraża sobie życia w innym miejscu. Ale pokazana przez niego historia wcale nie jest cukierkowa. Wręcz przeciwnie. San Francisco w jego filmie ma mnóstwo wad i problemów. Pretekstem jest oparta na faktach historia przyjaciela z dzieciństwa i wieloletniego współpracownika, Jimmie’ego Failsa. Ten ostatni jest też współautorem scenariusza oraz odtwórcą głównej roli. A historia jest niebanalna. W San Francisco jest dom, który wybudował dziadek naszego bohatera w 1946 roku. Ale bynajmniej w nim nie mieszka. Dom wynajmuje starsza para, on sam natomiast mieszka kątem trochę u przyjaciół, czasem u rodziny, a w końcu trafia do tego rodzinnego domu, ale jako… squater, nielegalny lokator. W San Francisco byłam raz, na chwilę, kilka lat temu i bardzo mnie to miasto wówczas zachwyciło. Jak wyglądało w latach 70., wiem dzięki doskonałemu filmowi „Obywatel Milk”, o którym pisaliśmy  tutaj. O tym jak wygląda z perspektywy mieszkańców, szczególnie tych mniej uprzywilejowanych, mam nadzieję dowiedzieć się z filmu Joe Talbota, a później Wam o tym napisać.

Kadr z fimu „The last black man in San Francisco”

To the stars (2019), reż. Martha Stephens

Zapowiada się niezwykle kameralny obraz Oklahomy z lat 60. Zrealizowany w czarno-białej konwencji film opowiada o początkowo niełatwej relacji między dwoma nastolatkami. Są niedopasowane do otoczenia, trochę na siebie skazane, ale też zupełnie inne. Iris, samotniczka w okularach, bez wsparcia w domu, nielubiana i wyśmiewana w szkole, próbuje jakoś przetrwać. Maggie, nowa w szkole, szalona i odważna, o przeszłości, o której wiemy niewiele. Dziewczyny – mimo że różni je wszystko –  budują z czasem fantastyczną przyjacielską relację. Film nie zdobył na festiwalu żadnej nagrody, nie jest też wymieniany jako ten, na który należy zwrócić uwagę. Mimo wszystko bardzo chcę go zobaczyć. Być może ze względu na temat, być może ze względu na tło. Jak mówi sama reżyserka, olbrzymie, nieprzyjazne przestrzenie Oklahomy musiały mieć ogromny wpływ na bohaterki. A ja jestem tej Oklahomy sprzed ponad pół wieku ogromnie ciekawa. Poniżej krótki wywiad z reżyserką Marthą Stephens:

Brittany runs a Marathon (2018), reż. Paul Downs Colaizzo

W zestawieniu nie mogło zabraknąć filmu z mojego ukochanego Nowego Jorku. Ostatnim obrazem, o którym chcę napisać, jest ciepła komedia o tym, jak małymi krokami zmienić swoje życie i dokąd może to zaprowadzić. To kolejna historia z życia wzięta – tym razem przyjaciółki reżysera Paula Downsa Colaizzo.  Pewnego dnia tytułowa bohaterka postanawia coś w swoim życiu zmienić. Zaczyna biegać – bo przecież gdy będzie zdrowa, wysportowana i szczupła, szczęście będzie gwarantowane. Jak wnioskuję z wywiadów z twórcami, coś chyba jednak pójdzie nie tak. Film otrzymał na festiwalu nagrodę publiczności, a ta ma w Sundance bardzo przyzwoity gust (2012 – „Sesje”, 2014 – „Whiplash”, 2017 – „Crown Heights”), więc na pewno będę chciała ten film zobaczyć.

Kadr z filmu „Brittany Runs A Marathon”, autor: Jon Pack, źródło: Sundance Institute

Ania Jóźwiak

Share