Amerykański road trip Kar-waia

Amerykański road trip Kar-waia

Wakacje to dla mnie ulubiony filmowy czas. Oprócz tradycyjnego urlopu z rodziną (który uwielbiam i w którym też nie brakuje wątków filmowych) mam też urlop od codzienności. Od ciągłego biegu, stresu, planów i wszystkiego tego, co powoduje, że nigdy na nic nie mamy czasu. Dzieciaki rozrzucone po Polsce na obozach, a ja każde popołudnie mam dla siebie. Tylko dla siebie. I spędzam ten czas na kanapie, przed telewizorem z całą górą płyt DVD do obejrzenia. To czas, w którym nadrabiam zaległości (szczególnie te serialowe) i przypominam sobie ulubione (co nie zawsze znaczy najlepsze) filmy. Tegoroczne lato spędziłam z bohaterami doskonałego serialu „Prezydencki Poker / West Wing” (siedem sezonów, w sumie 155 świetnych odcinków trwających nawet do godziny, a ja nie żałuję żadnej minuty!) oraz na lekturze książki „Wong Kar-wai Interviews” i przypomnieniu sobie moich ulubionych filmów tego reżysera. O „West Wing” na pewno powstanie w najbliższych tygodniach post, a dziś o jedynym zrealizowanym w USA filmie Wonga Kar-wai „Jagodowa miłość / My Blueberry Nights” (2007).

Nie jest to na pewno najlepszy film tego reżysera (bo najlepszym najpewniej są „Spragnieni miłości”) ani mój ulubiony (tu zdecydowanie zwycięża „Chungking Express”). Ale ponieważ Hong-Kong jest mało amerykańskim miastem, jedyną szansa na pojawienie się Wonga Kar-Wai na blogu jest właśnie „Jagodowa miłość”. Zapraszam więc na podróż z Nowego Jorku do Vegas i z powrotem, z dłuższym przystankiem w Memphis, w towarzystwie znakomitej wokalistki Norah Jones i świetnych aktorów: Natalie Portman, Rachel Weisz, Jude’a Law i Davida Strathairna.

Jagodowa miłość / My Blueberry Nights (2007), reż. Wong Kar Wai

Wong Kar-Wai przedstawia trzy niezależne filmowe opowiadania, każde w innej części USA. Zaczynamy w Nowym Jorku od dwóch nieszczęśliwych młodzieńczych historii miłosnych. Bohaterem jednej jest Jeremy (w tej roli jak zwykle znakomity Jude Law) – chłopak z Manchesteru, maratończyk, którego marzeniem było przebiegnięcie wszystkich maratonów organizowanych w Stanach (obiektywnie chłopak był raczej bez szans, rocznie w USA odbywa się ponad 700 biegów na tym dystansie). Zaczął oczywiście w Nowym Jorku (o tym maratonie pisałam tu: ….) i tu też skończył – jako właściciel klimatycznego dinera. A skończył w tym miejscu oczywiście przez dziewczynę – Katię.  Bohaterką drugiej nieszczęśliwej miłości jest Elizabeth, którą zagrała debiutująca w filmie amerykańska wokalistka Norah Jones. Porzucona przez chłopaka znajduje pocieszenie w serwowanym w dinerze placku jagodowym i rozmowach z Jeremim. Ale to tylko przez chwilę, bo męczy się w Nowym Jorku. Coś każe jej wyrwać się z miasta i ruszyć w drogę. Bo tu nie potrafi zapomnieć.

Norah Jones, kadr z filmu

I tak trafiamy do Memphis, gdzie poznajemy bohaterów drugiej opowieści. Arnie (w tej roli David Strathairn, którego uwielbiam za „Good night and good luck”) to samotny alkoholik, policjant spędzający każdy wieczór w barze, w którym pracuje nasza Elizabeth – tu znana jako Liz. I jego była-niebyła żona Sue Lynn (grana przez zjawiskową Rachel Wiesz), która próbuje od Arniego się uwolnić. Smutna to historia miłości dojrzałej i nieszczęśliwej, bez happy endu. Nasza Liz rusza więc w dalszą drogę. Kolejny przystanek to Nevada, gdzie z naszą bohaterką, która tym razem mówi o sobie Beth, trafiamy do kasyna. Tu poznajemy Leslie, w którą wciela się Natalie Portman. I to jak wspaniale się wciela! Zupełnie zmieniona (krótkie blond włosy) gra w karty tak, jakby urodziła się w kasynie. I dobrze, bo filmowa Leslie w karty gra od zawsze, a jej nauczycielem był ojciec. Żartuje, że długo żyła w przekonaniu, że liczba po dziesiątce to walet. Tu również mamy historię miłości. Trudnej, choć najbardziej oczywistej, najbardziej wymagającej, bo przynajmniej teoretycznie obowiązkowej – miłości między córką i ojcem. I znów nie jest różowo. To już ostatni przystanek naszej Elizabeth. Czas na powrót do domu. Do Nowego Jorku. Do dinera. Do Jeremiego. Czy przynajmniej ta historia zakończy się szczęśliwie? Sprawdźcie sami.

Natalie Portman, kadr z filmu

„Jagodowa miłość” nie jest filmem idealnym. Tych, którzy znają inne filmy reżysera, prawdopodobnie rozczaruje. Ale ogląda się to dobrze. Fabuła bez fajerwerków, ale daje się obronić. Aktorsko prawie świetnie – Portman, Law, Weisz i Strathairn pokazali najwyższą klasę, Norah Jones ma w sobie sporo świeżości i uroku, choć niewątpliwie śpiewa lepiej niż gra. Ale to, co w tym filmie jest na najwyższym poziomie, zresztą tak jak we wszystkich filmach Wonga Kar-wai, to niebywale piękne zdjęcia i wyjątkowa muzyka.

Mój Wong Kar-wai

Teraz pora na krótkie wyznanie:

Uwielbiam Kar-waia, bo tak jak ja kocha miasta. Hong-Kong (współczesny lub ten z połowy XX wieku), Buenos Aires czy Nowy Jork – każde miasto w jego filmach jest bardzo prawdziwe. Wcale nie piękne, często zabałaganione, tętniące życiem lub uśpione, pokazywane po zmroku lub o świcie, puste lub przepełnione ludźmi. Ale zawsze bardzo prawdziwe.

Uwielbiam Kar-waia za to, jak na te miasta patrzy przez kamerę. Wieczorami, nocami, wczesnymi porankami. W niezwykłych barwach neonów, w deszczu, w słońcu. Przez szyby barów, pociągów podgląda bohaterów, tak jak i my często lubimy podglądać nieznajomych.

Uwielbiam Kar-waia za to, jak te miasta słyszy i jak doskonale miejski klimat uzupełnia muzyką. Ścieżki dźwiękowe do wszystkich jego filmów to w zasadzie niezależne opowiadania i historie, których słucha się doskonale niezależnie od tego, czy widzieliśmy film czy nie.

„Jagodowa miłość” wszystkie te elementy zawiera. Nowy Jork jest głośny, deszczowy, brudny, zimny, ale też pełen miejskich kolorów i świateł.  Newada przepalona słońcem, wyludniona, wymagająca. A piękne zdjęcia autorstwa Dariusa Khondji (który wykonał też za doskonałą robotę w „Siedem” i „Delicatessen”) uzupełnia świetna ścieżka dźwiękowa. Odpowiadał za nią Ry Cooder, który był też aranżerem i współwykonawcą (z wokalistką Mavis Staples) jednego z utworów, który możemy usłyszeć w filmie. „Eyes on the prize” to niezwykle ważna dla USA kompozycja, która stała się hymnem ruchów praw obywatelskich lat 50. i 60. Zainteresowanych tematem odsyłam do serialu dokumentalnego nakręconego pod koniec lat 80. przez PBS pod tym samym tytułem. Większość odcinków dostępna jest na YouTube.

Na dobór muzyki duży wpływ mieli także reżyser oraz Norah Jones. Skomponowała ona na potrzeby filmu ciepłą balladę „The Story”. W scenie w barze w Memphis, z Rachel Weisz, możemy także usłyszeć niezwykle sensualna piosenkę „A little tenderness”. Ale mi najbardziej z tym filmem kojarzy się kameralny utwór Chan Marshall (na scenie występującej pod pseudonimem Cat Power) – „The Greatest”. I nie wszyscy wiedzą, że wokalistkę mogliśmy zobaczyć także w filmie – grała byłą dziewczynę Jeremiego, Katię.

Cat Power i Jude Law, kadr z filmu

Muzyka i zdjęcia – to główny powód, dla którego warto sięgnąć po ten film. Ale warto także ze względu na bardzo amerykańskie tło tych filmowych opowieści. Wraz z Wongiem Kar-wai zabieram Was dziś do Memphis w Stanie Tennessee i Ely w Nevadzie.

Amerykański road trip

Sama historia jest bardzo prosta, bo tak ją wymyślił sam Kar-wai. W jednym z najważniejszych filmów tego reżysera, „Spragnieni miłości / In the Mood for Love” w wersji prezentowanej na festiwalu w Cannes była scena przypadkowego spotkania głównych bohaterów w delikatesach w Hong Kongu. Scena ostatecznie została wycięta z filmu, ale historia nie dawała Kar-waiowi spokoju. Gdy więc przypadkowo spotkał w Nowym Jorku Norah Jones i zaproponował jej udział w filmie, a ona niespodziewanie (i dla niego, i dla niej) się zgodziła, ta niepozorna scena stała się punktem wyjścia do zupełnie nowej filmowej opowieści. Jak wspomina sam reżyser w wywiadzie z 2008 roku dla „Sight and Sound”, Norah Jones wydała mu się podczas tego spotkania osobą bardzo prostolinijną i nieskomplikowaną i dzięki temu niebywale autentyczną. Taki więc miał być film, w którym miałaby zagrać – z linearną, prostą fabułą.

Kar-wai od początku miał pomysł na trzy niezależne historie, każda z nich w innej amerykańskiej rzeczywistości. A że nie bardzo wiedział, jakiej dokładnie, wsiadł w samochód i zaczął szukać. W tych samochodowych, wielodniowych wyprawach towarzyszył mu autor zdjęć Darius Khondji.  I tak po wielu dniach w drodze (ależ im zazdroszczę!) trafili najpierw do Memphis w stanie Tennessee, a później do miejscowości Ely w Nevadzie.

Restauracja Arcade w Memphis, Tennesse

O samym mieście opowiem za kilka dni, bo zainspirowana „Jagodową miłością” i najnowszym filmem Jima Jarmusha „Truposze nie umierają” postanowiłam odkurzyć DVD z filmem „Mystery Train”. A dziś zabiorę Was tylko w jedno, za to bardzo wyjątkowe miejsce. „The Arcade Restaurant”, w którym w ciągu dnia pracowała Liz, to najstarszy diner w Memphis. Utworzony jeszcze w 1919 roku, przez Sperosa Zapatosa, greckiego imigranta, w nieistniejącym już dziś niewielkim budynku. Biznes się rozrastał, więc właściciel zdecydował się na rozbudowę. I tak powstała wybudowana podobno w stylu greckiego odrodzenia (Greek Revival Style) dzisiejsza siedziba restauracji Arcade.  Ale to, jak wygląda w środku, zawdzięczamy synowi założyciela, Harry’emu Zepatosowi, który w latach 50. zrobił gruntowny remont, nadając restauracji kształt klasycznego, amerykańskiego dinera.

Ale piszę o tym miejscu nie tyle ze względu na długą, ale raczej ze względu na niebywale interesującą historię. Po pierwsze dzięki lokalizacji w sercu Memphis była ona świadkiem wielu ważnych nie tylko dla miasta, ale całych Stanów wydarzeń. Tylko cztery minuty stąd znajdował się Lorraine Motel, gdzie dokonano zamachu na Martina Lutera Kinga Jr., a dziś w tym miejscu znajduje się National Civil Rights Museum. W samym dinerze regularnym gościem był też Elvis Presley. Siadał zawsze z tyłu, zawsze przy tym samym stoliku, przy drzwiach awaryjnych, żeby w razie czego móc szybko wyjść.

Rachel Weisz przed Arcade Restaurant, źródło: kadr z filmu

Niestety w latach 70. okolica podupadła, mieszkańcy Memphis wynosili się na przedmieścia, lokalne biznesy upadały, a okolica wymierała. Diner na szczęście przetrwał ten niełatwy okres i doczekał końca lat 80., gdy Memphis zaczęło się podnosić. A niebagatelną rolę odegrał w tym… przemysł filmowy. Zaczęło się w 1988 roku od wspomnianego wcześniej „Mystery Train” Jima Jarmusha, ale reżyserów, którzy właśnie w tym miejscu chcieli umieścić akcje swoich filmów, było więcej! „Firma”, na podstawie kryminału Grishama, doskonały thriller w reżyserii Alejandro G. Iñárritu „21 gramów”, filmowa biografia Johnnego Casha „Spacer po linie” i nie bardzo ceniona, ale lubiana przeze mnie opowieść o życiu (i śmierci, i miłości, i ludziach) „Elizabethtown”

Arcade Restaurant dziś, źródło: facebook.com/ArcadeRestaurant/

Jeśli więc będziecie kiedyś w Memphis, koniecznie zajrzyjcie do tej niezwykłej restauracji, a my ruszamy dalej w kierunku stanu Nevada.

Hotel Nevada w Ely

Drugim, dłuższym przystankiem Elizabeth jest przepalona słońcem Nevada. Razem z bohaterką trafiamy do niewielkiego miasteczka Ely, gdzie dorabia w kasynie i poznaje Leslie. Niewiele tu się dzieje, i jeśli tu kiedykolwiek traficie, to najpewniej przez przypadek. Ale jak już będziecie to koniecznie nocujcie w Nevada and Gambling Hall, bo to właśnie w kasynie tego hotelu Leslie grywa w karty.

Hotel Nevada, kadr z filmu

Hotel istnieje od 1929 roku i miał stanowić reklamę… cementu. Inwestorem był Earl Ray Miller, producent cementu poszukujący klientów na swój produkt. Stwierdził, że najlepszą reklamą będzie wybudowanie hotelu, a przy okazji najwyższego budynku w Nevadzie. Mimo że otwarcie nastąpiło w trudnych dla Ameryki czasach prohibicji, właściciele radzili sobie doskonale, oferując swoim klientom nielegalny samogon, tzw. Bathtub Gin. W tym czasie w Nevadzie obowiązywał także zakaz hazardu, ale i z tym poradzono sobie doskonale, organizując nieoficjalne gry hazardowe. Gdy zalegalizowano hazard, a z czasem także zniesiono prohibicję, hotel był postrzegany jako jeden z najlepszych w całym stanie. Popularności sprzyjała także fantastyczna lista gości, którzy tu bywali, m.in. Ingrid Bergman, Gary Cooper i jego żona Veronica Cooper, Ray Milland czy Mickey Rooney. Gościł tu także Prezydent Stanów Zjednoczonych Lyndon B. Johnson, a Richard Nixon, którego żona Pat pochodzi z Ely, przed hotelem zorganizował wiec wyborczy (w roku 1952, gdy ubiegł się o urząd wiceprezydenta).

Więcej szczegółów o hotelu znajdziecie na stronie: www.hotelnevada.com

Z Nevady Elizabeth, bogatsza o doświadczenia, dojrzalsza, ale nadal idealistyczna, a życiowo trochę naiwna, wraca do Nowego Jorku. A ja tym razem ten nowojorski wątek pominę, szczególnie, że restauracja, w której dzieje się cała akcja – „Palacinka Cafe” już od ponad 10 lat nie istnieje.

Kadr z filmu

Mam nadzieję, że spędziliście miły czas w podróży z Elizabeth / Beth / Liz po USA. Bo taka właśnie ta podróż miała być. Ani wyjątkowa, ani zaskakująca, ale miła i ciepła – tak jak schyłek lata.

Ania Jóźwiak

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Post comment